czwartek, 18 lutego 2016

Akceptacja samego siebie oznacza w części uniezależnienie się od opinii innych ludzi. Opinie te nie mają nad nami władzy, dopóki sami na to nie zezwolimy. Myśli to jedynie powiązane ze sobą słowa. Same w sobie nie mają żadnego znaczenia, to MY nadajemy im wagę, koncentrując się nieustannie na negatywnych przekazach, wierząc w najgorsze opinie o sobie. I to MY decydujemy, jakie będą miały dla nas znaczenie. Bycie szczerym wobec innych i przed samym sobą sprawi, że przestaniemy być kukiełkami i nie będziemy robić tego, co oczekują od nas inni tylko sami będziemy twórcami swojego życia. Osobiście podchodzę do tego tak jestem tutaj, ponieważ egzystencja potrzebuje mnie taką, jaka jestem. Gdyby było inaczej, ktoś inny byłby na moim miejscu. Egzystencja nie pomogłaby mi przyjść na świat, nie stworzyłaby mnie. Jestem dopełnieniem czegoś bardzo podstawowego, bardzo istotnego – właśnie taka, jaka jestem. Akceptuję siebie i nigdy nie uzależniam swojego poczucia wartości od tego, czy ktoś akceptuje mnie, czy nie! Jestem, jak jestem. I na koniec fragment z książki, w której wspomina swoją przeszłość Elizabeth Gilbert. „Dawno temu, kiedy byłam zdesperowaną i zagubioną dwudziestolatką, pewna niesamowita, niezależna kobieta, będąca już grubo po siedemdziesiątce, udzieliła mi bardzo mądrej rady. Powiedziała, że kobiety w wieku dwudziestu i trzydziestu lat martwią się tym, co inni o nich powiedzą. Kiedy dojdą do czterdziestki, lub pięćdziesiątki, zaczynają czuć wolność i przestają zwracać uwagę na komentarze innych. Ale prawdziwe wyzwolenie przychodzi po sześćdziesiątce i siedemdziesiątce, kiedy w końcu zdajesz sobie sprawę z uwalniającej prawdy, a brzmi ona następująco: Nikt nigdy na dobrą sprawę nie zaprząta sobie Tobą głowy.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz